Bo inaczej w razie przebicia opony możesz sprowadzić sobie na głowę dodatkowe problemy.
Koła zapasowe to idea w zasadzie niewiele młodsza od samej motoryzacji. I nic w tym dziwnego: pierwsze drogi – czy może należałoby je nazwać traktami – były tragicznej jakości i potrafiły w oka mgnieniu zniszczyć koło. Zwróćcie uwagę na ten subtelny detal: nie tylko oponę, ale i całe koło. Gdyby chodziło o oponę, nie byłoby takiego problemu, bo pierwsze automobile i tak korzystały z opon z dętkami.
Nie na tyle, żeby zupełnie z nich zrezygnować, ale do przeszłości przeszły przypadki, gdy dany samochód osobowy miał np. dwa koła zapasowe. Ba – obecnie trudno trafić na nowe auto, które miałoby koło zapasowe – zwykle standardem jest zestaw naprawczy, a jeśli już jest to koło, to najczęściej mówimy o kole dojazdowym lub wręcz tzw. składanym.
O dojazdowych i składanych już napisałem, ale jest jeszcze trzeci typ: po prostu koła pełnowymiarowe.
Koła dojazdowe mają nazwę, która jest jednocześnie trafna i bardzo, ale to bardzo myląca. Często powtarza się, zresztą całkiem słusznie, że powinny wystarczyć na bezpieczny dojazd do mechanika – innymi słowy, nie powinno być tak, że ktoś jeździ na dojazdówce całymi miesiącami. Ale tu jest pewien plot twist, bo dokładnie to samo można powiedzieć o wszystkich kołach zapasowych, niezależnie od ich typu – o czym szerzej za chwilę.
Koła składane to wyjątkowa forma dojazdówek, widywana stosunkowo często w autach niemieckich. Charakteryzują się tym, że przechowywane są – dla oszczędności miejsca – w formie nienapompowanej, ale w samochodzie jest też kompresor umożliwiający zmianę tego drobnego braku. Wydawałoby się, że kompresor przecież zeżre całe miejsce, które można by przeznaczyć na zwykłą oponę, ale nie – opona takiego koła przed napompowaniem ma tylko odrobinę większą średnicę od samej felgi, więc faktycznie da się w ten sposób zaoszczędzić całkiem sporo miejsca.
Ostatnia opcja to zarazem opcja najbardziej pożądana przez wielu kierowców – koło pełnowymiarowe. Oznacza to, że ma ono dokładnie ten sam rozmiar opony, co koła zamontowane na samochodzie – a nawet jeśli nie (np. zapas ma felgę 16″, a na aucie są felgi 17- czy 18-calowe), to trzyma niemalże te same wymiary zewnętrzne.
Niezależnie od typu koła zapasowego, nie służy ono do tego, by sobie je założyć i zapomnieć o sprawie. Nawet koło pełnowymiarowe tego zwykle nie umożliwia. Dlaczego nie? Z paru powodów, spośród których chyba najważniejsze macie poniżej:
opona koła zapasowego może być innego typu niż te założone na aucie (a w Polsce na osi muszą być identyczne opony); głębokość bieżnika może być inna niż w przypadku reszty opon na aucie, o kołach zapasowych zwykle się zapomina, więc nie dość, że bywają niedopompowane, to mogą też mieć np. opony, które jeżdżą w danym aucie od nowości. Przykładowo od 1995 r.Zasada jest więc bardzo prosta: nie dość, że koło zapasowe powinno zostać jak najszybciej wymienione z powrotem na zwykłe, to jeszcze na zapasie nie powinno się przekraczać 80 km/h. Nawet na pełnowymiarowym.
Co do zasady koła zapasowego – szczególnie dojazdówki (zwykłej lub składanej) – dobrze byłoby nie montować na napędzanej osi samochodu. Chodzi o to, by niepotrzebnie nie przeciążać mechanizmu różnicowego. I tak, dobrze myślicie – jeśli np. przebijecie przednią oponę w aucie FWD, a w bagażniku jest dojazdówka, to należałoby tak naprawdę sprawne koło tylne przełożyć na przód, a dojazdówki użyć na tylnej osi. No, chyba że macie różne opony na przedniej i tylnej osi, to już wtedy podpada pod kategorię filozofia…
Sprawdź też dla pewności kwestię śrub (lub nakrętek, zależnie od marki auta). Co prawda w większości przypadków śruby/nakrętki do alusów pasują też do felg stalowych (a koła zapasowe zwykle są właśnie stalowe), ale jeśli ktoś ma pecha, to może się zdziwić – zwłaszcza jeśli używa niefabrycznych felg z lekkich stopów i okaże się, że jednak coś tu nie pasuje.
Podstawą jest natomiast pilnowanie ciśnienia w kole zapasowym (nieskładanym). Najlepiej zajrzeć tam choć raz na kwartał i w razie potrzeby nieco podpompować. Jeśli wiemy, że będziemy mieć problem z takimi regularnymi kontrolami, można też podbić ciśnienie – np. napompować zapas maksymalnym ciśnieniem przewidzianym przez instrukcję obsługi danego auta zamiast standardowym ciśnieniem np. 2,3 bara. Różnica w jeździe nie będzie dla większości kierowców odczuwalna, a dzięki takiemu działaniu można założyć, że odrobinę ograniczymy ryzyko flaka na kole zapasowym, gdy akurat będzie potrzebne. Uwaga: koła dojazdowe mają zupełnie inne zalecane poziomy ciśnienia niż koła pełnowymiarowe i zwykle mieści się ono w zakresie od 4,2 do 4,5 bara.
Ponadto koło zapasowe powinno mieć oponę symetryczną lub asymetryczną, ale nie kierunkową (tj. nie z bieżnikiem typu V). Chodzi o to, żeby niezależnie od tego, z której strony auta ją zamontujemy, nie zwiększała ryzyka wystąpienia np. aquaplaningu przy bardzo niskiej prędkości.
Są też czasem jeszcze większe ciekawostki. Otóż zdarza się, że ciśnienie w kole zapasowym monitorowane jest przez TPMS – znakomita sprawa. Mniej znakomity jest fakt, że są auta (m.in. BMW serii 5 E60 i serii 7 E65), gdzie wentyl koła zapasowego musi być w ściśle określonym miejscu (w tym przypadku na godzinie 9), by odczyt danych z TPMS był poprawny.
Spoko, twoje prawo. Ale jeśli rozerwiesz sobie bok opony, to zestawem tego nie naprawisz.
Zdjęcie główne: Drazen Zigic, Freepik.com
2025-07-05T16:09:18Z